Drewnicki (Szwambaum) Józef

Bracia Józef i Stanisław Drewniccy wraz ze szwagierką Aleksandrą Drewnicką. (Źródło: archiwum).
Józef Drewnicki (pseudonim) urodził się w 1867 r. w Warszawie. Jego ojciec Maurycy Szwambaum miał niewielką posiadłość w gminie Brudno koło Warszawy, określaną mianem Drewnica. Gdy bracia Stanisław Drewnicki i młodszy Józef zaczęli organizować pokazy lotu ba­lonu i skoki spadochronowe przyjęli pseudonim Drewniccy, który z czasem stał się nazwiskiem, cho­ciaż w wielu dokumentach Józef podpisywał się rów­nież jako Szwambaum-Drewnicki. Dzięki braciom Drewnickim kilkaset tysięcy ludzi, po raz pierwszy w życiu widziało balon i skoki spadochronowe. O Józefie wiemy, że wraz ze Stanisławem pracował w jednej z łódzkich fabryk włókienniczych.

W 1889 r. porzucił studia prawnicze by oddać się aeronautyce, zafascynowany, jak starszy brat warszawskim poka­zem skoków spadochronowych Amerykanina Char­les Leroux. W 1910 r. Józef w wywiadzie dla Dziennika Petersburskiego podał, że pierwszy lot balonem odbył w Berlinie w 1892 r., pierwszy skok spadochronowy wykonał zaś w Żytomierzu w 1893 r. Niewątpliwie się pomylił, lot w Berlinie mógł odbyć w 1891 r. gdy przebywał tam wraz ze Stanisławem, pierwszy zaś skok mógł wykonać już w 189 r.2, lecz nie w Żytomierzu. Otóż w czasie gdy Stanisław przebywał w Berlinie, Józef został antreprenerem imprez wido­wiskowych Wacława Szydełkiewicza, który również marzył o sławie Charles’a Leroux. Józef organizował jego pokazy w Warszawie, w czerwcu 1892 r., a następnie w Libawie, Radomiu, Kielcach. Gdy w 1892 r. Szydełkiewicz zachorował Józef zastąpił go w roli aeronauty i wówczas wykonał pierwszy skok wżyciu. Nie wiemy w jakim to było mieście, w każdym razie nie w Żytomierzu, w którym Szydeł­kiewicz dawał pokazy dopiero w 1895 r. Wówczas Józef z Szydełkiewiczem już nie współpracował, sa­modzielnie organizował pokazy.

Od 1894 r. związał się też bliżej z bratem Stanisławem, od czasu do czasu występując jako jego antreprener i pomocnik kierują­cy obsługą stanowiska startowego balonu. Wtedy to dopiero mógł wykonać swój pierwszy lot balonem. Mogło to mieć miejsce w czasie gdy Józef jadąc na południe Rosji dowiedział się, że Stanisław występuje w Berdyczowie, jednak bez większego powodzenia. Jego pokazy nie cieszyły się tam uznaniem, publicz­ności przybywało bardzo mało, kasa ziała pustką, Stanisław nie miał nawet pieniędzy by Berdyczów opuścić. Józef wymyślił, że ogłoszą, że kolejny lot i skok wykona mieszkaniec Berdyczowa. Rolę miesz­kańca miasta, niejakiego AG, odegrać miał oczywiście Józef, którego tutaj nie znano, występujący ponadto w czarnej masce. W mieście zawrzało. Czytelnicy afiszy snuli przypuszczenia i spekulowali kim może być ów tajemniczy aeronauta, ich sąsiad. Tym razem na pokaz przybyły tłumy.

Jesienią 1894 r. Józef znalazł się w Nikołajewie, po­został tam do wiosny 1895 r. kiedy to dał pokaz skoku spadochronowego. W 1896 / 1897 r., w towarzystwie swej szwagierki i uczennicy Olgi Drewnickiej występował w Tyflisie, Saratowie, Samarze, Sybirsku, Kazaniu i w innych miastach Rosji. Jesienią 1897 w Astrachaniu rozstał się z Olgą, która porzuciła aeronautykę po wypadku, kiedy to po starcie balon uderzył w pawilon dla widzów, wbijając Olgę w jego konstrukcję. Poranioną z trudem uratowała publiczność, odcinając od balonu.

Pokazy organizował w sezonie letnim, zimą pra­cował jako dziennikarz dla pism rosyjskich. Swe sensacyjne, jak na owe lata pokazy dawał w dziesiątkach miast Królestwa Polskiego i Cesarstwa Rosyjskiego, m.in. w Petersburgu, Moskwie, Saratowie, Astracha­niu, Odessie, Nikołajewie, Batumi i w Jałcie. Zwykle w każdym z miast organizował dwa- trzy loty. Wzno­sił się na wysokość 500- 600 m, zwykle na 300- 350 m (chociaż prasa często podawała wysokości rzędu 2000- 3000 m. Publiczność nie była w stanie tego zweryfikować, a znakomicie służyło to reklamie) i opuszczał Montgolfierę ze spadochronem, który też wkrótce się rozwijał, balon zaś spadał na ziemię. Do 1899 r. wykonał ponad 200 skoków.

Według wspomnień krewnych, Józef był niewyso­kiego wzrostu, szczupły, zawsze staranie ubrany. Jego pokazy obfitowały również w nieoczekiwane i nie­bezpieczne zdarzenia. Jesienią 1895 r., już po śmierci brata, występował w Baku. Tam, po starcie, wiatr zniósł balon nad morze. Mimo to aeronauta zdecy­dował się na skok. Choć był już październik woda, na szczęście, była jeszcze stosunkowo ciepła, ale wkrótce spadochron zaczął przemakać i ciągnąć go na dno. Skoczek porzucił spadochron i jeszcze przez 30 minut oczekiwał na ratunek ze strony jak raz rozpływającego w pobliżu statku handlowego „Tryton. Rybacy i nurkowie nie odnaleźli spadochronu. Dzięki pomocy dowódcy Floty Kaspijskiej Józef Drewnicki po kilku dniach wykonał nowy spadochron, na którym wykonał pokaz dla wojsk miejskiego garnizonu. W tym samym 1895 r. spadochron uratował mu życie, gdy podczas pokazów w Samarze

zapaliła się powłoka jego Montgolfiery. Zdarzało mu się też lądować w szeroko rozlanym Dnieprze koło Jekaterynosławia, w Bałtyku koło Libawy, i w jeziorze pod Petersburgiem. W Moskwie zawisł na krzyżu ponad kopułą cerkwi Zbawiciela, skąd zdejmowali go strażacy. 7.04.1896 r. w Tyfli­sie przed południem padał deszcz, później zaś wiał mocny wiatr. Józef oznajmił, że pokaz odkłada, ale publiczność od rana czekająca na widowisko tak ostro zaprotestowała, że aeronauta zdecydował się na start, mimo że przemoczonej powłoki nie dało się do końca wypełnić ogrzanym powietrzem. Niewielka wypor­ność balonu i silny wiatr spowodowały, że balon zniosło na 3- piętrowy dom. Drewnicki dotknął no­gami dachu i uznał, że kontynuacja lotu nie ma sensu. Wypiął się ze spadochronu i skoczył z trapezu na dach, raniąc biodro i dotkliwie się tłucząc. 3 sierpnia 1897 r. dawał pokazy w Kałudze, dokąd przybył z Riazania. Start przebiegł normalnie. Aeronauta siedząc na trapezie pod balonem, przyczepiony do żegnał widzów, machając czapką trzymaną w ręku. Nagle, na wysokości ok. 100 m, powłoka pękła, nie wytrzymała rosnącego ciśnienia i rozerwała się. Ae­ronauta oderwał się od balonu i runął w dół, za nim ciągnął się nierozwinięty spadochron. Zdawało się, że śmierć jest nieunikniona, zwłaszcza gdy tę mrożącą krew w żyłach scenę przysłoniły widzom wysoko rosnące drzewa. Szczęśliwie spadochron otworzył się tuż nad ziemią, na wysokości 20- 30 m i Józef wyszedł z opresji bez szwanku.

Najważniejszym miastem dla Józefa Drewnickiego stał się rosyjski Kazań. Po raz pierwszy przybył tu z Niżnego Nowgorodu, jesienią 1895 r.. Pierwszy pokaz dał 8 września w Parku Panajewskim, 10 września odbył się pokaz kolejny. Po skoku z balonu w locie urwała się linka łącząca czaszę z pierścieniem, na którym aeronauta był podwieszony. Mimo, że Drew­nicki chwycił się ręką pierścienia to mimo wszystko spadochronem mocno kołysało. Na szczęście przy lądowaniu aeronauta nieco się jedynie poturbował i na tym skoku zakończył wówczas kazańskie pokazy. Wyjechał do Saratowa, Astrachania i Baku. Do Kaza­nia powrócił latem 1896 r., wraz z Olgą Drewnicką. Zaprezentowali tylko jeden lot Olgi. Józef ponownie pojawił się tutaj w 1898 r. Pokaz wyznaczono na 26 lipca, Józef chwycił już za pierścień spadochronu gdy rozległ się trzask. Pękła powłoka dopiero co wyremontowanego balonu. Nie wytrzymała ciśnienia. Pokaz trzeba było odłożyć. Dobrze, że awaria miała miejsce na ziemi. W trzy dni później Józef Drewnicki poślubił mieszkankę Kazania Aleksandrę Nikołajewnę Sokołową. Po tygodniu młodzi opuścili Kazań. Pojechali do Permu gdzie już ogłoszono pokazy Józefa Później byli w Kijowie, w Baku, Moskwie i ponownie w Kazaniu. Drewniccy dochowali się czworga dzieci: trzech córek: Niny, Lidii i Aleksandry i syna Władimira. Żona zwykle towa­rzyszyła mężowi w jego podróżach, gdy przyszły dzie­ci to czasami i z nimi.

Józef wielokrotnie prezentował swą sztukę aeronauty i skoczka w Kazaniu, w latach: 1900, 1909, 1910, 1912 r. Nic dziwnego, że gazety zaczęły nazywać go kazańskim lotnikiem. Coraz trudniej było mu podróżować z rodziną po Rosji, także i z tego powodu, że zawód aeronauty i skoczka nie przynosił stałych dochodów. Musiał szukać stałego zajęcia. Zajął się dziennikarstwem, już wcześniej pisywał w gazetach miast, w których dawał pokazy. Publiko­wał interesujące Wospominanija Wozduchoplawatielia. Próbował sił także w przekładach literatur pięknej z języka polskiego na rosyjski. Etatowym dziennikarzem został w Baku, w gazetach Kaspij i Baku. W 1904 r. przeniósł się z rodziną do Kijowa. Znalazł tam pracę w gazetach Kijowskije Kotliki i Kijewskije Wiesti. Redagował również wydawaną w Kijowie gazetę polską. W 1906 r. rodzina przeniosła się do Moskwy. Tutaj 21 maja ukazał się pierwszy numer jego własnej gazety Swobodnaja Ruś. Był jej wy­dawcą i redaktorem zarazem. Wierny tytułowi ostro krytykował urzędników wysokiej rangi. Po dwu mie­siącach z powodów ekonomicznych gazeta upadla. Natomiast w Kijowie (nie tracił z nim więzi) udało się wydać inną, wieczorną gazetę pt. Żiwoje słowo. Jej wydawczą i redaktorem była żona Józefa- Olga. Przetrwała ledwie miesiąc, 19 numer skonfiskowała cenzura, jako że zawierał artykuł o ciężkim położeniu kolejowych telegrafistów. Po tym incydencie udało się wydać jeszcze 9 numerów. W tym czasie w Kijowie ukazało się czasopismo Krasota poświęcone higie­nie, kosmetyce i perfumom. Na okładce pierwszego numeru zamieszczono portret Olgi, która też była wydawcą i redaktorem. Kosmetyczne porady opatry­wała opowiadaniami, wierszami, teatralnymi recen­zjami, także artykułami o osiągnięciach lotnictwa. Niektóre opowiadania autorów polskich były prze­kładami Józefa, podpisującego się inicjałami JD. Cza­sopismo upadło po 5 numerach.

Po 1900 r. przez wiele lat nie dawał pokazów. 19.09.1904 r. w Kijowie użyczył swego spado­chronu Jeanowi Owerbek, moskwiczaninowi, gimna­stykowi, którego pokaz zakończył się fatalnie. Sko­czek spadł z trapezu, na szczęście z niewielkiej wyso­kości.

W 1905 r. występował z żoną w Tyflisie, w którym jego pokaz wywołał ogromne zainteresowanie. Wy­starczyły 2-3 skoki by całe miasto wykonywało wie­czorami małe modele jego balonu i bawiło się pusz­czaniem ich w powietrze, co też według relacji ówcze­snej prasy powodowało liczne pożary. W 1907 r. Józef pojawił się Riazaniu i w Pińsku (1- 2.07.1907 r.). 13.07.1909 powrócił do Kazania jako aeronauta. Dziennikarstwo nie przyniosło Drewnickiemu mająt­ku. Przybył do Kazania bez balonu, spadochronu, pieniędzy. Zaciągnął pożyczki na konto zysków z pokazów. Podjął szycie balonu i spadochronu, którą to pracę zakończył 22 lipca. W ciągu miesiąca wyko­nał 19 lotów i 10 skoków.

Nie zapominał o dzienni­karstwie. Publikował w kazańskich gazetach. Z po­czątkiem października 1909 r. zwrócił się do Guberna­tora Kazania by wydał zgodę na wydawanie codzien­nej gazety Wołżskij Wieczer. W załączonym jej programie mowa była o literaturze, aktualnej infor­macji, kronice miejskiej, felietonach, recenzjach te­atralnych. Miała to być wieczorna gazeta o ambicjach pisma literackiego i politycznego. Gazeta wychodziła niecałe dwa miesiące. Kolejny eksperyment Drewnickiego za­kończył się fiaskiem. Więcej takich prób już nie po­dejmował chociaż od czasu do czasu w różnych gaze­tach publikował artykuły o aeronautyce i o lotnictwie.

17 i 26.06.1910 r. sztukę Drewnickiego po­dziwiała Moskwa. Skakał z balonu na uwięzi, z wysokości ok. 300 metrów. Spadochron był wiązany z boku balonu, do sieci. Drewnicki wyskakiwał z kosza, wskutek czego odry­wał od balonu spadochron, który po chwili się otwie­rał. W locie towarzyszył mu pomocnik. Jego zada­niem było w chwili skoku upuszczenie z balonu gazu, by osłabić nagły wzrost siły wyporu i skok balonu w górę.

10.07.1910 r. dał pierwszy pokaz w stolicy Im­perium, w Sankt Petersburgu. Do 27 lipca, wykonał tam 12 skoków. Z Petersburga ruszył na tournée po miastach nadbałtyckich, by powrócić do Petersburga z początkiem września i wziąć udział w Wszechrosyjskim Święcie Żeglugi Powietrznej zainaugurowanym 8.09.1910 r. na Komendanckim Polu. Wystę­pował tu obok słynnych pionierów lotnictwa rosyj­skiego: Michaiła Effimowa, Sergieja Utoczkina, Lwa Maciewicza, Grzegorza Piotrowskiego, Bronisława Matyjewicz-Maciejewicza, Sergiusza Uljanina. Józefowi Drewnickiemu, jedynemu aeronaucie, nie wiodło się. 9 września próbował startu ale silny wiatr przeszkodził napełnieniu balonu. Powtórzyło się to 11 i 12 września. Zniecierpliwiony poprosił by po­zwolono mu skoczyć z ogromnego latawca, ale zgody nie otrzymał bowiem latawce wznosiły się na niewiel­ką wysokość. Dopiero 14 września pokaz się udał. W czasie tej imprezy Drewnicki podnosił, że jego sztuka to nie sztuka cyrkowa jak ją często określano. Gdy 24 września zginął Lew Maciewicz, Drewnicki wykonał skok z wysokości 100 metrów, manifestując, że spa­dochron może ratować życie lotników. Chciał jeszcze skakać 29 września, ale z powodu nieostrożności żołnierzy powłoka balonu upadła na piec i o mało co się nie spaliła. Lot trzeba było odwołać. W czasie Wszechrosyjskiego Święta Żeglugi Powietrznej Drewnicki wykonał 6 skoków.

W końcu roku znalazł się na Krymie. Jego pokazy podziwiali mieszkańcy Epatorii, Symferopola, Jałty. W tej ostatniej pierwszy lot wykonał 19 grudnia, dru­gi raz, z powodu niepogody, wzniósł się w powietrze dopiero z początkiem stycznia 1911 r., 7 stycznia policja zabroniła mu lotu z pasażerem. W międzycza­sie zarabiał jako aktor w miejscowym teatrze. Grał rolę w sztuce I. Kołyszki Pole brani, satyrze na dzia­łaczy politycznych ówczesnej Rosji. Już wcześniej w 1909 r. występował w Kazaniu w operetce Orfeusz w Piekle Jacąuesa Offenbacha. Z Jałty udał się do Sewastopola, dał po­kaz skoków spadochronowych. Przybył do tego miasta w intencji pod­jęcia szkolenia lotniczego w powstałej tam Wojskowej Szkole Lotniczej, wykonania następnie na samolocie Blériot-XI przelotu Petersburg- Moskwa i organizacji pokazów lotniczych na terytorium Rosji. Tego ma­rzenia nigdy nie zrealizował.

Latem 1911 r., po pokazach w Piatigorsku i Kisłowodsku oraz w Baku, Tyflisie i Władykaukazie ponownie przybył do Moskwy. 14 sierpnia dał tutaj pierwszy pokaz. Balon lądował daleko na wsi. Tam wieśniacy rozerwali go na strzępy. Ze skrawków od­zyskanego materiału Drewnicki odbudował balon. Po tygodniu mógł wznowić pokazy. Kolejne zorganizo­wał 31 sierpnia w Torżoku k/Tweru. Tutaj, po skoku aeronauty balon upadł na ziemię w pobliżu wsi Wygukowo. Tutaj znowu tłum wieśniaków rozerwał balon na strzępy. Wataha z kosami i widłami w rę­kach przegnała ekipę techniczną Drewnickiego, która chciała odzyskać powłokę balonu. Nocą policja nie­mal w każdym domu wsi znajdowała materiał z powłoki. Drewnicki ponownie remontował balon, tym spieszniej, że miał wziąć udział w Drugim Tygo­dniu Lotniczym na moskiewskiej Chodynce, który rozpoczynał się 11 września. Udział w nim brali lot­nicy: bracia Effimow, Adam Haber-Włyński, Wasilij Rosiński i in. Pierwszą próbę startu Drewnicki podjął 13 września, ale z powodu wiatru musiał przerwać napełnianie balonu. Pokaz mógł wykonać dopiero 18 września, gdy wiatr się uspokoił i przestało padać. Na wysokości 3- 4 metrów oderwał się jednak od balonu i spadł na ziemię, doznając urazu głowy. Tym nieudanym startem zakończył Tydzień Lotniczy. Pozostał w Moskwie do pierwszych dni października. Wykonał tu jeszcze dwa loty i skoki i wyruszył na tournée, na południe Rosji. Stamtąd udał się do Ber­dyczowa i Żytomierza i powtórnie wiosną 1912 r. po­wrócił do Petersburga. Pierwszy pokaz odbył się 26 maja. Drugi pokaz Drewnicki podjął następnego dnia. Przy starcie zaczepił jednak nogami o przewody elektryczne i poplątał linki spadochronu. Na skok spadochronowy było za nisko, za wysoko zaś na bez­pieczne opuszczenie balonu. Sytuacja była drama­tyczna, ale Drewnicki nie stracił przytomności umy­słu. W czasie lotu rozplątał linki i szczęśliwie lądował spadochronem. Kolejny lot wyznaczono na 7 czerwca, na placu przy teatrze w Ozierkach. Wiał wiatr, padał deszcz, wypełnianie balonu trwało bardzo długo i start odbył się koło północy (a był to czas białych nocy). Wzleciał, ale nie mógł się wznieść na wyższą wysokość. Nad jez. Niżnym balon nagle zaczął szybko opadać. W obawie, że zostanie przykryty w wodzie Drewnicki na wysokości kilku metrów wyczepił się z uprzęży spadochronu i skoczył do wody. Na pomoc ruszyła łódź ratownicza, dyżurująca na jeziorze. Wy­dobyto go i w pobliskiej restauracji skoczek doszedł do siebie. Więcej w Petersburgu już nie latał. Znowu pojechał na zachód Rosji. Latał w Winnicy i w Ka­mieńcu Podolskim, później udał się nad Wołgę, do Kazania i Samary. Jesienią 1912 r. przez Orenburg (7 października dał tam pokaz) pojechał do Azji Śred­niej.

W połowie października przybył do Taszkientu. Pokaz wyznaczono na 28 października 1912. 4 listo­pada w dniu otwarcia w Taszkiencie Szkoły Pilotów wykonał tam lot (jako pasażer). 13 listopada był świadkiem katastrofy samolotu pilota, z którym wcześniej leciał, co w niczym nie zmieniło jego marzenia o zdobyciu kwalifikacji lotnika, o czym myślał już od kilku lat. Tym razem zamierzał być może pod­jęcie szkolenia lotniczego w Taszkiencie ale życie ponownie pokrzyżowało jego plany. Z Taszkientu udał się do Fergany. a w nowym 1913 r. pojawił się w Aszchabadzie. Pokaz wyznaczono tam na 6.01.1913. Ale chłodna zima uniemożliwiła to. Oczeku­jąc na warunki do lotu Drewnicki wziął się za pióro. W gazecie Zakaspijskoje Obozrenije opublikował wspomnienie o swoim locie w Baku w 1895 r. Pokaz odbył się 17.02.1913 r. w końcu lutego Drewnicki udał się do Katta Kurganu, miasteczka położonego 70 km od Samarkandy. Po drodze występował i w innych średnioazjatyckich miastach. W połowie 1913 r. skakał już w Rostowie nad Donem i w Woroneżu.

Z początkiem sierpnia, kiedy w mieście odbywały się słynne w Rosji doroczne targi, przybył do Niżnego Nowgorodu. Występował już tutaj 25.08.1895 r. wykonując wówczas i w dniach następnych trzy sko­ki, a towarzysząca mu wówczas Olga Drewnicka- jeden. Teraz pokaz ustalono na 15 sierpnia. Prześla­dował go pech. Zawiódł zamek łączący spadochron z balonem i Józef Drewnicki musiał lądować balonem na miejscowym cmentarzu. Drugi lot 16 sierpnia był również nieudany. Balon nie mógł nabrać wysokości i uderzył w drzewa. Sukcesem zakończyły się dwa starty wykonane 20 sierpnia. Z tysiąca metrów sko­czek jak kamień przeleciał ok. 500 m. W locie piątym mocno rzucało spadochronem. Widzowie obawiali się czy Drewnicki wyląduje cało. Na 27 sierpnia 1913 wyznaczono kolejny, siódmy już pokaz. Porywisty wiatr nie wróżył spokojnego lotu. Długo wypełniano balon. Zniecierpliwiona publiczność ironizowała z aeronauty. Zniecierpliwiony Drewnicki dał komen­dę do startu. To co się dalej działo było koszmarem. Nagły poryw wiatru rzucił balon na przewody telegraficzne, aeronauta zaplątał się w nich, a balon nie­ubłaganie go ciągnął. Drewnicki spadł w końcu na dach teatru, a z niego na ziemię. Nie mógł już wstać. Odwieziono go do szpitala. Złamał biodro i mocno się potłukł. Do miasta przybył z 18-letnią Aleksandrą Iwanowną Pachomową, którą w czerwcu 1913 r. poznał w Witebsku i z której chciał uczynić aeronautkę. Nic z tego nie wyszło ale pozostała z nim już do końca jego dni, towarzyszyła mu w pokazach prowadzonych m.in. w Tambowie, Moskwie, Niżnym Nowgorodzie, Odessie, Noworosyjsku, Suchumi. Drewnicki miał z nią córkę Walentynę.

Gdy szpital po targach zamknięto, Józef w połowie września 1913 r. wyjechał z Olgą Iwanowną do Mo­skwy. 5 października latał i skakał już w Wilnie, skąd udał się na południe Rosji, do Odessy i Baku.

Wypadek w Niżnym Nowgorodzie pozostawił ślady. Drewnicki długo pozostawał w Moskwie, ale już latem 1914 r. dał pokaz skoków w moskiewskim parku Renesans. Ostatni, szósty skok wykonał tam 13.07.1914 r., na cztery dni przed ogłoszoną w Rosji mobilizacją.

W czasie wojny pracował w Towarzystwie Pomo­cy Uciekinierom. W połowie 1915 roku zdecydował się dać pokazy w Kursku. W czerwcu wykonał tam dwa skoki. Następną była Tuła. Ska­kał nowym, tzw. sterowanym spadochronem wła­snej konstrukcji. Wojna trwała w najlepsze. Z frontu nadchodziły wieści, że Niemcy użyją gazów. Cała Rosja wykonywała maski przeciwgazowe. Na front wysyłano dziesiątki tysięcy takich masek. Czerwony Krzyż organizował warsztaty produkujące maski, organizował koncerty, przedstawienia, różne imprezy celem zbiórki pieniędzy na maski. W Tule Drewnicki przeznaczył 1/3 przychodu z drugiego pokazu na maski (lot ten wykonał 12.07.1915 r.).

Z Tuły przeniósł się do Kaługi, gdzie wykonał 1 pokaz. Występował następnie w Iwanowo- Wozniesiensku, w Jarosławiu, w Wołogdzie. We wrześniu 1915r.  był w Wiatce a następnie odwiedził Perm. Je­sienna pogoda sprawiła, że powrócił do Moskwy. Po roku 1915 już nie latał. Zdrowie nie pozwalało.

Trudno powiedzieć ile wykonał lotów i skoków. W sierpniu 1895 r. miał na koncie 250 lotów, w końcu lata roku 1897 już 300. Granicę 400 przekroczył w 1909 r. w czerwcu 1912 w Winnicy wykonał 505 lot. Później wykonał jeszcze nie mniej niż 45 startów. Skoków było mniej, ale przyjąć można, że wykonał ich 500. Żaden aeronauta i skoczek owych czasów nie dorównywał mu liczbą wykonanych skoków. Chciał zostać też lotnikiem, ale marzenia tego nie zrealizo­wał. Odezwały się stare kontuzje, dało też znać o so­bie napięcie nerwowe i bezustanne stresy, które z jednej strony bezustannie mobilizowały go do dzia­łania, ale z drugiej przez lata działając na organizm poważnie go osłabiały. W 1917 r. rozchorował się psy­chicznie. Skierowano go do szpitala Sucharewskiego w Moskwie, na oddział psychiatryczny. Tam zmarł w lipcu albo we wrześniu 1917 r. Śmierć słynnego aeronauty, w tych burzliwych dla Rosji dniach, prze­szła niezauważenie. Do dzisiaj nieznana jest dokładna data jego śmierci. Pochowano go na cmentarzu Wagańkowskim. Z czasem mogiła Józefa Drewnickiego została zapo­mniana i zniszczona. Jego żona Olga Nikołajewna zmarła w wieku 43 lat w 1918 r. Dzieci Drewnickich trafiły do krewnych i dobrych ludzi.

Józef Drewnicki był nie tylko aeronautą i skocz­kiem spadochronowym. W 1892 r. jeden z oficerów Głównego Zarządu Inżynierii sporządził listę wyna­lazców, którzy zajmowali się budową spadochronów. Umieścił na niej również Józefa Drewnickiego, jako konstruktora spadochronu, na którym wykonywał udane skoki. Projektował również balony.

Spadochro­ny wykonywał według własnych obliczeń i rysunków. Budował je na swój koszt i ryzyko, wykorzystując doświadczenia ze skoków. Balon i spadochron wypróbowywany był na aeronaucie w pierwszym locie czy skoku. Tak było np. w Kazaniu latem 1909 gdy Józef Drewnicki pierw­szy raz leciał dopiero co uszytym balonem i spado­chronem. Tak zbadał wytrzymałość jednego i drugie­go. Wówczas już wiedziano, że najlepszym materia­łem na spadochron jest jedwab, lekki, wytrzymały. Drewnicki szył swoje spadochrony z satyny. To było praktyczne, tym bardziej, że materiał ten był zdecy­dowanie tańszy od jedwabiu.

Spadochrony Józefa Drewnickiego były kolorowe. W 1897 r. skakał ze spadochronem koloru żółtego, w 1909  r.czerwonego, w 1913 r. dwukolorowym, którego czasza złożona była z sektorów niebieskich i różo­wych. Do konstrukcji wnosił swoje udoskonalenia stąd można mówić o spadochronach systemu Drew­nickiego. Czaszę spadochronu łączono z balonem specjalnym zamkiem. By zwolnić spadochron trzeba było pociągnąć za specjalną linkę. Czasami gdy za­mek nie działał trzeba było lądować z balonem. W wietrzną pogodę było to niebezpieczne. Balon mógł pociągnąć skoczka po ziemi. Taki wypadek zdarzył się w Nikołajewie wiosną 1895 r. Lądował z balonem i byłoby źle gdyby niefortunnemu skoczkowi nie przyszła z pomocą grapa młodzieży, która zobaczyła jego walkę z balonem i pomogła go, wleczonego po ziemi, zatrzymać.

Myśl wynalazczą Józefa Drewnickiego ożywiała idea budowy spadochronu, którego lotem można by kierować, tak by nie lądować na dachach, drzewach, cmentarzach, w wodach rzek czy jezior. Taki spado­chron zbudował wiosną 1911 r. Pierwszy skok z nim podjął w Tyflisie 12.04.1911 r. Jego konstrukcję udoskonalał w latach następnych, a prace te zakończył jesienią 1913 r. W 1913 r. w czarnomorskich miastach demonstrował skoki już z użyciem sterowa­nego spadochronu. Zwracał on uwagę ówczesnej prasy. Ocenę spadochronu Drew­nickiego wykonał Cesarski Aeroklub Wszechrosyjski, podnosząc, że zasady jego działania są bardzo intere­sujące. Zapewne sterowanie jego lotem skoczek reali­zował przez odchylanie skraju czaszy.

Problematykę spadochronu ratującego życie lot­nikom Józef Drewnicki podniósł w 1910 r., podczas Pierwszego Wszechrosyjskiego Święta Żeglugi Po­wietrznej, w Petersburgu, kiedy to śmiercią lotnika zginął Lew Maciewicz. Ta tragedia umocniła go w przekonaniu potrzeby opracowania odpowiedniego urządzenia ratunkowego, o czym myślał już od wielu lat. W tym czasie jego uwagę pochłaniał spadochron układany w hełmie lotnika, w każdym razie spado­chron osobisty, składany. Zapewne jego alternatywą mógł być też pomyślany przezeń spadochron, tzw. mechaniczny. Nie wiemy jakim miał on być. W każdym razie w Petersburgu poradzono Drewnickiemu by swój pomysł przedstawił w Sewastopolu, w którym prężnie działalność rozwijała Szkoła Lotnicza. Śmierć Lwa Maciewicza, która wstrząsnęła Rosją, budziła naturalne zainteresowanie środkami mogącymi rato­wać życie lotników. W październiku 1910 r. Józef Drewnicki przybył do Sewastopola, nie tylko po to by zademonstrować swe skoki spadochronowe, ale również dlatego by z pomocą Szkoły Lotniczej zyskać możliwość zbudowania i wypróbowania spadochronu mechanicznego swego wynalazku, który można by stosować dla samolotów typu Blériot XI, Levavasseur "Antoinette" i innych. Mogłoby to wskazywać, że spadochron mechaniczny nie był spa­dochronem osobistym, lecz spadochronem sprowa­dzającym na ziemię statek powietrzny, w tym przy­padku samolot z załogą.

Po pokazie skoków z balonu znaleziono czas na prezentację pro­jektu spadochronu Drewnickiego w Szkole. Zyskał pozytywne oceny, uznano go za interesujący i warty uwagi. Aeroklub Sewastopolski zdecydował przy tym, że kapitanowie Komarow i Stanisław Dorożyński wykonają loty na samolotach wyposażonych w spa­dochrony ratownicze Drewnickiego. Jeśli wyniki tych lotów potwierdzą zalety urządzenia, to wyposażone weń zostaną wszystkie samoloty Aeroklubu. Nic nam jednak nie wiadomo by kiedykolwiek Drewnicki swój spadochron mechaniczny wykonał, nie wiadomo czy kiedykolwiek przeprowadzono z nim próby. Wszyst­ko wskazuje, że nigdy nie został zrealizowanym.

Ku projektowi temu Drewnicki powrócił jeszcze w 1912 r. w czasie pokazów w Wilnie, latem 1912 r. opublikował artykuł, w którym ponownie pod­niósł kwestię spadochronu i dyskusji czy ma być on osobistym czy też sprowadzającym statek powietrzny na ziemię. Nie odrzucając pierwszego rozwiązania zdecydowanie optował za drugim, za swoim spado­chronem mechanicznym.

Idea spadochronu Drewnickiego nie znalazła uznania, ale katastrofa Lwa Maciewicza ożywiła ruch wynalazczy. Pamięć pierwszej ofiary lotnictwa w Ros­ji inspirowała w tych poszukiwaniach wielu, także Józefa Drewnickiego, świadka tej tragedii. Do końca życia jak relikwii przechowywał kawałek bambusowej stójki samolotu Maciewicza, głęboko przekonany, że spadochron mógłby ratować życie lotników.

Konstrukcje:
Drewnicki balon ("Baku"), 1894- 1915, balon na ogrzane powietrze.

Galeria

  • Reklama skoków na spadochronie Józefa Drewnickiego w Tyflisie, 1896 r. (Źródło: archiwum).
  • Reklama skoków na spadochronie Olgi Drewnickiej w Tyflisie, 1896 r. (Źródło: archiwum).
  • Lądowanie Józefa Drewnickiego w jeziorze pod Petersburgiem w czerwcu 1912 r. (Źródło: archiwum).

Źródło:

[1] Januszewski S. "Pionierzy. Polscy pionierzy lotnictwa 1647- 1918. Tom 1". Fundacja Otwartego Muzeum Techniki. Wrocław 2017.
[2] Januszewski S. "Tajne wynalazki lotnicze Polaków: Rosja 1870-1917". Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Politechniki Wrocławskiej. Wrocław 1998.
blog comments powered by Disqus