Balon Galicyjskiego Towarzystwa Awiata we Lwowie, przed I w. ś.

Balon gazowy. Polska.
Balon Galicyjskiego Towarzystwa Awiata we Lwowie. (Źródło: Praca zbiorowa ”Ku czci poległych lotników. Księga pamiątkowa.”. Wydawnictwo Komitetu Budowy Pomnika Ku Czci Poległych Lotników. Warszawa 1933).

W Polsce.

W 1910 r. Galicyjskie Towarzystwo Lotnicze "Awiata" rozpoczęło przygotowania do wzlotu balonu wolnego we Lwowie. Balon ten, o pojemności 1400 m3, znakomicie wy­posażony w przyrządy i aparaturę badawczą, z pomocą do­wództwa garnizonu wojskowego Lwowa i lwowskiego Towarzystwa Technicznego, wypożyczyło od arc. Leopolda Salvatora. Lot popularyzujący aeronautykę i lotnictwo miał się odbyć 15 maja, ale okazało się to niemożliwe. Balon 11 maja brał udział w imprezie chrztu nowego balonu "Małgorzata" w Linzu gdzie też wykonał lot, po którym dopiero odesłano go do Wiednia. Tam też udali się Libański z Richtmannem i przywieźli balon do Lwowa. Wszystko to, jak i potrzeba przygotowania placu powystawowego do przyjęcia widzów startu, tak by nie powtórzyły się zajścia jakie miały miejsce 25 kwietnia przy okazji pokazów Otto Hieronimusa, sprawiło, że nowy termin wyznaczono dopiero na 28 maja, na sobotę, by nie naruszać uczuć wiernych i nie odciągać ich od niedzielnego nabożeństwa. Decyzja ta pociągnęła za sobą liczne protesty. W efekcie start przesunięto na niedzielę 29 maja. Zadanie przygotowania balonu do startu powie­rzono inż. Adamowi Teodorowiczowi, dyrektorowi Gazowni Miejskiej.

W dniu lotu już ok. godziny 8 rano na placu powystawowym gromadziła się publiczność zaintereso­wana wzlotem. Balon wypełniano gazem świetlnym przez całą noc. Ok. godz. 8 miejsce w koszu zajął aeronauta por. Rudolf Harnisch, inż. Edmund Libański i inż. Karol Richtmann. Żołnierze trzymający liny puścili je i balon szybko wzbił się w górę, lecąc w kierunku południowo- wschodnim. Po 14 minutach skrył się w chmurach, by na chwilę się z nich wyłonić. Wzniósł się na wysokość 2600 m. Przez otwór w chmurach aeronauci na moment zobaczyli Kamionkę Strumiłową, wiatr bowiem zmienił w górze kierunek na północno- wschodni. W chwilę później aeronauci zupełnie stracili orientację. Postanowili wylądować, zwłaszcza, że obawiali się, iż przekroczą granicę Gali­cji. Otworzyli więc klapę i wypuszczono gaz. Balon zniżał się niezwykle szybko, po trzech minutach zna­lazł się już na wysokości 100 m. Stąd załoga ujrzała Złoczów. Silny wiatr zapędził balon nad las. Aero­nauci pozbyli się balastu i na chwilę wznieśli w górę. Zauważyli dużą łąkę i zdecydowali się na niej lądo­wać. O godzinie 1108 opadli na ziemię we wsi Łuka, 10 km odległej od Złoczowa. Kosz trzykrotnie odbił się od ziemi, wreszcie osiadł. Przy ostatnim uderzeniu cała załoga powywracała się w koszu, ale wszyscy wyszli z tej przygody cało. Wkrótce wokół balonu zbiegli się włościanie, przybyli na wieść, że to kometa spadła na ziemię. Po kilku minutach na lądowisku pojawił się szwadron ułanów, wysłany ze Złoczowa, skąd wojsko obserwowała spadający balon. Aeronauci po południu przybyli do Złoczowa. Tam, w wojsko­wym kasynie, zjedli obiad wydany na ich cześć przez komendanta garnizonu i pociągiem powrócili do Lwowa.

Drugi lot balonu zaplanowano na 2 lub 3 czerwca z placu powystawowego, ale ostatecznie odbył się dopiero w sobotę 6 czerwca. Na placu powystawowym ponownie zgromadziły się tłumy ludzi. Po godz. 16/00 zdołano napełnić balon, lecz nie do tego stopnia, by mogło wsiąść do kosza trzech podróżnych. Spodnia część balonu nie przybrała pełnych kształtów, bo skutkiem nagłego oziębienia się powietrza balon nie dał się tak dobrze wypełnić jak poprzednim razem. Miejsca w koszu zajęli inżynier Karol Richtmann i kapitan 30 pułku piechoty Żurowski. Przy lekkim wietrze od południa balon powoli unosił się w górę. Był widoczny przez 12 minut, po czym na pewien czas znikł w chmurze. Później znowu ukazał się i przez przeszło dwie godziny był widoczny w całym Lwowie. Wzbił się wysoko, na 3350 metrów i stał niemalże w jednym miejscu. Temperatura na tej wy­sokości sięgała ledwie plus 3 stopni. O godzinie 1910 aerostat wylądował w Jaśniskach koło Rokitny, nieda­leko Brzuchowic. Przyziemienie nie było łatwe, bo­wiem wokół znajdowały się lasy. Nadbiegli okoliczni włościanie i chwycili wyrzuconą z kosza linę, lecz balon wyrwał się im z rąk i ponownie wzniósł się w górę. Dopiero, gdy upuszczono więcej gazu zdoła­no osiąść na łące, bez najmniejszych podskoków. Na lądowisku owacyjnie witały aeronautów tłumy przybyłych wieśniaków. Edward Kopecki z żoną, właściciele majątku ziemskiego w Rokitnie zaprosili ich na kolację, po czym aeronauci odjechali do Lwowa.

Źródło:

[1] Praca zbiorowa ”Ku czci poległych lotników. Księga pamiątkowa.”. Wydawnictwo Komitetu Budowy Pomnika Ku Czci Poległych Lotników. Warszawa 1933.
[2] Januszewski S. "Pionierzy. Polscy pionierzy lotnictwa 1647- 1918. Tom 1". Fundacja Otwartego Muzeum Techniki. Wrocław 2017.
blog comments powered by Disqus